Zbliżamy się do połowy Wielkiego Postu. Za chwilę 4 jego niedziela zwana Laetare (od łacińskiego „radować się”). Nazwa pochodzi od śpiewanej tego dnia antyfony na wejście:  Laetare, Ierusalem… (Wesel się, Jeruzalem…). W niektórych kościołach będzie można zobaczyć księży w ornatach koloru różanego. To wciąż rzadki widok tym bardziej, że w Kościele różowy ornat używany jest tylko 2 razy do roku. Własnie w 4 niedzielę Wielkiego Postu oraz w 3 niedzielę Adwentu zwaną Gaudete.

Z czego Kościół tak się cieszy, że fiolet zamienia na róż?

Kolor różowy to nic innego jak fiolet zmieszany z bielą. Oznacza radość pośród pokuty, chwilę wytchnienia podczas utrapienia.

Tradycja podaje, że zwyczaj świętowania niedzieli Laetare sięga do początków chrześcijaństwa. Zanim ustalono 40-dniowy post, czas pokuty rozpoczynał się od poniedziałku po IV niedzieli dzisiejszego Wielkiego Postu. Niedziela Laetare była więc ostatnim dniem radości.

Od XVI wieku tego dnia, zwanego również „Niedzielą Róż”, w Rzymie w Bazylice św. Krzyża papież święcił złotą różę i wręczał ją osobie zasłużonej dla Kościoła. Zgromadzeni w Bazylice wierni obdarowywali się kwiatami symbolizującymi piękno, ale i ból cierpienia.

Czwarta Niedziela Wielkiego Postu to także „Niedziela wytchnienia”. Ostry rygor postny był tego dnia łagodzony.

A dziś?

Liturgia przypomina nam o tym, że już niedługo będziemy przeżywać prawdziwą wielkanocną radość, że dni wielkiego świętowania są już blisko. Usłyszymy też zachętę, aby odstąpić od wielkopostnej zadumy, aby cieszyć się i radość czerpać od Pana.

Na tą zbliżającą się niedzielę Kościół daje nam do rozważania Ewangelię o synu marnotrawnym. Choć osobiście wolę ją nazywać Ewangelią o miłosiernym (kochającym) ojcu. To on jest dla mnie postacią wiodącą tej przypowieści. Najpierw ulega żądaniu młodszego syna by podzielić majątek. To tak jakby syn powiedział: 'Nie mogę się już doczekać twojej śmierci. Daj mi część majątku, która mi się należy. Nie chcę czekać.’ Zapewne zabolało to bardziej niż policzek, czy kopniak w brzuch. Dlaczego ojciec się na to zgodził? Nie sądzę, żeby łudził się, że syn dobrze zainwestuje majątek, że będzie godnie żył. Ewangelia nam o tym nie mówi, ale myślę, że ojciec dobrze znał swoich synów i wiedział, co się stanie. A mimo to zgodził się. Naiwny nie był.

To moim zdaniem jest najtrudniejsze w byciu rodzicem. Pozwolić dzieciom popełniać ich własne błędy. Pozwolić odejść, podejmować własne decyzje i ponosić za nie konsekwencje.

Wiemy, co syn zrobił z majątkiem, który dostał, jak żył i jak potoczyły się jego losy. Co się działo w tym czasie z ojcem? Właściwie nie wiemy. Ale możemy się domyślić czytając fragment o powrocie syna: „A gdy był jeszcze daleko, ujrzał go jego ojciec i wzruszył się głęboko; wybiegł naprzeciw niego, rzucił mu się na szyję i ucałował go.”

Ojciec ujrzał syna gdy ten był jeszcze daleko. Gdyby skreślił syna, wymazał, obraził się na niego i spisał na straty to na pewno nie zauważyłby go 'z daleka’. To znaczy, że czekał, wypatrywał, tęsknił i liczył na jego powrót. Ojciec rzuca się w ramiona syna i przytula. Jakby nie pamiętał, w jakich okolicznościach syn odchodził. Zero wyrzutów, zero pytań, czysta miłość. Nawet nie pyta, co się działo przez ten czas bo odpowiedź widać na twarzy syna, w całej jego postawie i pierwszych zdaniach, które ten wypowiada. Ale to nieważne, ważne że wrócił, że żyje, że jest cały.

Czujemy przez skórę, że taki właśnie jest Bóg dla swoich dzieci. Nawet nie trzeba tej ewangelii „tłumaczyć” w prost. Miłosierny ojciec to Bóg we własnej osobie, który czeka na nas. To Jezus, którego spotykamy przy kratkach konfesjonału. Wybiega, przytula i daje płaszcz, pierścień i sandały (symbole godności, „usynowienia”).

Czy to nie jest dobry powód do radości? Do świętowania?

Co dalej?

W perspektywie zbliżająca się Wielkanoc. Wielki Tydzień, trudny, bolesny i pełen cierpienia, zwieńczony najbardziej niesamowitym porankiem w dziejach świata. Wydarzenie bez precedensu obejmujące swoimi skutkami przeszłość, teraźniejszość i wieczność.

Zanim jednak nadejdzie Wielkanoc czeka nas jeszcze druga połowa Wielkiego Postu.

Przyznam się Wam, że tak jak bardzo na ten Post czekałam, tak teraz niesamowicie ucieka mi każdy jego dzień. Żyje nim z doskoku. Zdrowie jeszcze nie do końca unormowane, dwoje dzieci przeziębionych na zmianę, remont połowy mieszkania, końcówka spóźnionej sesji. W domu chaos i bałagan. W głowie staram się jakoś opanowywać sytuację, ale łatwo nie jest.

A jak wasz Wielki Post?

Comments are closed, but trackbacks and pingbacks are open.