Jestem mamą.

Tak, jestem mamą dwóch córek. Jestem mamą od prawie 6 lat. Od chwili gdy zobaczyłam dwie kreski na teście ciążowym. Nie od porodu, ale od chwili gdy odkryłam, że noszę w sobie życie.

Kilka dni temu ktoś zapytał mnie: Co jest najtrudniejsze w macierzyństwie? Bez większego zastanowienia przyszło mi do głowy kilka odpowiedzi: poród, nieprzespane noce, brak normalnego snu od ponad 5 lat, brak prywatności (dzieci wchodzą za mamą nawet do łazienki), kolki, ząbkowanie, choroby, bunt 2-latka, 3,4,5-latka; zmęczenie; stosy niekończącego się prania; pomazane ściany, krzesła, klocki na podłodze, ciastolina na dywanie, niewielka ilość czasu dla siebie…. i mogłabym tak wymieniać dalej. Zdaję sobie jednak sprawę, że nie każde macierzyństwo takie jest. Nie ma identycznych dzieci, sytuacji i rodziców. Bywają dzieci, które od drugiego miesiąca życia przesypiają całe noce, nie mają kolek, mało chorują.

To wszystko są rzeczy, które możemy zaakceptować, bo wiemy że nie będą trwały wiecznie. To minie. Zmęczenie znika kiedy patrzysz jak ten mały człowiek uśmiecha się do ciebie, rzuca na szyję i przytula, kiedy widzisz jak śpi, z tą miną aniołeczka.

Ale jest coś co nie znika nawet w takich chwilach, a może nawet zwiększa mój niepokój.

Pierwszą z nich jest strach. Pojawia się czasem jeszcze w ciąży, przy porodzie i towarzyszy nam mamą już zawsze. Taki strach, który ma wiele twarzy. Strach o zdrowie dziecka, o to, czy sobie poradzimy (dlaczego nie dają instrukcji obsługi do dzieci? dlaczego nie uczą jak być rodzicem? jak radzić sobie w każdej sytuacji?). Ale też strach o to, czy dobrze wychowam ją/jego, czy nauczę moje dziecko tego, co najważniejsze: kochać innych, szanować, pomagać; czy wystarczająco wspieram moje dziecko, czy wzmacnia jego/jej poczucie własnej wartości? Takich pytań są dziesiątki.
Aż po strach o jej/jego przyszłość. Może zabrzmi to banalnie, ale jaki świat zostawimy dla naszych dzieci? Jak go kształtujemy? Począwszy od zmian gospodarczych (jakość żywności), po te polityczne (czy w naszym kraju za 40 lat nadal będzie pokój?)? Czy moje dziecko będzie mogło żyć w wolny, bezpiecznym miejscu?

Może zabrzmi to trochę patetycznie, ale chciałabym żeby moje dzieci mogły żyć w świecie bez wojen, głodu, politycznych przepychanek, wzmacniaczy smaku, znęcania się nad słabszymi (zwierzętami też), wszelkich form rasizmu czy bomb nuklearnych.

Ale jest jeszcze druga rzecz.

Dla mnie jako matki jest najtrudniejsza.

To świadomość, że nie ochronię moich dzieci przed całym złem, wszystkimi złymi wyborami, złymi decyzjami. Że część z nich będą „musiały” popełnić. Nie w rozumieniu jakiegoś przymusu czy predestynacji, ale dlatego, że aby nauczyć się dobrze wybierać trzeba nauczyć się wybierać. Żeby podjąć dobrą decyzję czasem trzeba znać konsekwencje tej złej. Chciałabym zawsze zdążyć je ostrzec, wesprzeć radą, podpowiedzieć. Ale wiem, że aby nauczyły się decydować i wybierać muszą robić to samodzielnie. Dziś te samodzielne wybory dotyczą koloru sukienki do przedszkola, ale jutro będą poważniejsze, a w przyszłości będą to wybory życiowe. I nie zawsze będą słuszne. Niektórych z nich nie da się już cofnąć. A ja jako matka będę musiała pozwolić moim dzieciom wziąć za nie odpowiedzialność ze wszystkimi tego konsekwencjami. Muszę pozwolić moim dzieciom popełniać błędy, ich własne. Musze się jeszcze tego nauczyć.

Czasem trudności przychodzące do nas są konsekwencją wyborów dokonanych przez innych ludzi (jak rozstanie w związku czy utrata pracy). I przed tym też nie zdołam ochronić moich dzieci. Czasem będę mogła tylko ocierać ich łzy, albo płakać z nimi. Ale uspokaja mnie w tym wszystkim jedna myśl. Że czuwa nad mini najlepszy Ojciec, który wie wszystko, może wszystko i będzie z moimi dziećmi nawet gdy mnie już nie będzie. Będzie wspierał, pocieszał, prowadził. Będzie kochał tak, jak ja kochać nie umiem.

 

fot. Monika Libera, mamastudio.art.pl

Comments are closed, but trackbacks and pingbacks are open.