Adwent to czas czekania.
Cze-ka-nia. Na co? Na kogo?
Wiemy, przecież co będzie na końcu tego czasu. Po raz kolejny w naszym życiu będziemy przeżywać Boże Narodzenie, w stajence narodzi się mała Miłość. Jak co roku. Jak zawsze. Po co czekać? Po co udawać, wiadomo, co będzie na końcu. To trochę jak udawaniem, że nie wiemy, co jest w naszym urodzinowym prezencie, który znaleźliśmy miesiąc wcześniej w szafie. Przecież znów będzie Wigilia, wieczerza, choinka, prezenty… Ok. W tym roku nieco inaczej, z powodów epidemicznych pasterka inna niż zwykle, ale Boże Narodzenie nadejdzie i tak. Czy będziemy czekać, czy w ferworze codzienności, przygotowań, zakupów (choćby internetowych) ockniemy się w świąteczny poranek, zmęczeni, zapracowani, zarobieni, z wypiekami na twarzy, podkrążonymi oczami. Jak co roku? Po, co to powtarzać, po co udawać.
Komu potrzebny adwent? Roraty?
To przecież dla dzieci. Taka okazja, żeby przejść się z lampionem. W tym roku i tak pewnie w większości będą wirtualne roraty. Po co komu adwent? Po co komu to czekanie? Nie lubimy czekać. Nie umiemy czekać. Chcemy wszystko jak najszybciej. Chcemy piękną sylwetkę mieć zaraz już, bez ćwiczeń, bez zdrowego odżywiania. Dlatego szukamy cudownych pigułek, które dadzą nam piękną sylwetkę bez wysiłku. Chcemy idealnego partnera, udanego małżeństwa bez wysiłku, bez pracy nad sobą, bez czekania. Obiad? – najlepiej zamówić, albo szybko ugotować, najchętniej z pudełka, czy torebki, bo przecież nie lubimy czekać. Wszystko szybko, wszystko instant. Kto by chciał czekać. Jak dzieci, które prezenty najchętniej odpakowały by w Wigilię rano, zamiast wieczorem pod choinką. Nie lubimy czekać. Po co nam więc adwent?
„ani ucho nie słyszało, ani oko nie widziało, żeby jakiś bóg poza Tobą czynił tyle dla tego, co w nim pokłada ufność.” (Iz 64,3)
Na to pytanie odpowiadają nam dzisiejsze czytania w krótkim: Czuwajcie. Bo nie wiecie kiedy Pan wasz przyjdzie.
Jak to nie wiecie? Wiemy. 25 grudnia. Wiemy też, że to pytanie ma inny wymiar. Wymiar wieczności. Nie wiemy kiedy Pan przyjdzie „na końcu czasów”. Ale w tym zdaniu ważniejszy jest inny zwrot:
Pan wasz przyjdzie.
To On przychodzi do nas. Nie musimy wyruszać jak Trzej królowie do szopki, żeby Go spotkać. To on przyjdzie do nas. Przychodzi przecież każdego dnia. Do naszej codzienności, do naszego życia, do naszego domu. Przychodzi do mojego domu, mojej rodziny, mojego małżeństwa, mojej samotności. Do mojego zmęczenia, zabiegania, nocnych pobudek, pośród przypalonych garnków, klejącej podłogi, porysowanej kredkami ściany, rozrzuconych zabawek. Przychodzi do mnie by „być z nami”. Przychodzi jako Emmanuel. I przyjdzie znów. Możemy nauczyć się czekać na Niego. Na wszystko, co dobre w życiu trzeba poczekać. Na to, co piękne, warto czekać.
„Wierny jest Bóg, który powołał was do współuczestnictwa z Synem swoim, Jezusem Chrystusem, Panem naszym.” (1 Kor 1, 9)
Jeśli chcesz przeżyć Adwent w rodzinie, z dziećmi nieco głębiej, polecam kilka pomocy:
– adwentownik – przewodnik adwentowy z rozważaniami dla dzieci
– kalendarz Boski Adwent – słodki pomocnik
– Challenge Adwent – 24 ćwiczenia duchowe tworzone ręcznie techniką scrapbookingu od Jesus is cool
– kalendarz adwentowy dla par – czuły dom
– program adwentowy dla kobiet od ubogacona – Zasłuchana w Jej słowa
——————–
O nieco innym wymiarze czekania: Mój adwent
Comments are closed, but trackbacks and pingbacks are open.