Byłam dziś świadkiem pewnej mało nadzwyczajnej sceny. Widziałam jak młody chłopak, ze szkoły podstawowej przebiegał na przejściu dla pieszych nie czekając aż zapali się „zielone”. Nic szczególnego, żadnego samochodu w okolicy. Leniwy poranek, droga prawie pusta, zero innych przechodniów, tylko nas dwoje. Nawet na mnie nie spojrzał, nie przejął się tym, że wokół gęsta mgła. Przebiegł, a ja zostałam na światłach sama.

Może to głupio wygląda, zero samochodów, a ja stoję i czekam na „zielone”. Ale robię to trochę nie dla siebie. Zawsze z tyłu głowy mam myśl, że dzieci mnie obserwują. Moje własne dzieci, ale też te, które mijam na ulicy, spotykam w szkole, u znajomych. Mam wrażenie, że my dorośli częściej jesteśmy naśladowani niż słuchani. Możemy tłumaczyć dzieciom skomplikowane sytuacje i zachowania, ale na końcu one i tak zrobią to, co zaobserwowały u nas. Możemy im tłumaczyć, żeby przechodziły tylko na „zielonym”, ale jeśli sami w pośpiechu przebiegamy przez jezdnię, to dzieci wychwycą tę niespójność i będą naśladowały nasze zachowania, a nie słowa.

Nie chce powiedzieć, że jeśli zdarza Ci się przejść przez ulicę w miejscu niewyznaczonym, albo na czerwonym świetle, bo spieszysz się do pracy, do lekarza, do przedszkola po dzieci, to jesteś złym rodzicem i twoje dzieci będą robić tak samo. Chcę powiedzieć, że dzieci obserwują wnikliwie nas dorosłych. Gdzie przekraczamy granice, czy przestrzegamy zasad, jak bardzo naginamy prawo. Patrzą i zapamiętują. A potem naśladują.

Sytuacja druga, w sklepie.

Robię zakupy w markecie, zakupów mam niewiele, jest duża kolejka. Po odejściu od kasy pakuję zakupu i resztę, którą schowałam do kieszeni przekładam do portfela. Zorientowałam się, że pani kasjerka wydała mi za dużo. Zamiast do 50, które jej dałam, wydała mi do 100 zł. Dostałam 50 zł extra. Kto nie chciałby mieć więcej pieniędzy? Wracam więc do kasy i tłumaczę pani, że dała mi za dużo i oddaję jej te extra 50 zł. Pomyślałam, że to ze zmęczenie, bo ludzi dużo. Ja się od tych 50 zł nie wzbogacę, a ona na koniec dnia będzie miała manko i będzie musiała oddać ze swoich, być może więcej niż te 50 zł. Nikt nie wiedział, że dostałam extra 50 zł, mogłam je schować i wyjść.

Nie chcę Ci pokazywać jaka jestem wspaniała. Daleko mi od tego. Chcę Ci pokazać jak niepostrzeżenie i niezauważalnie wkrada się w nasze życie chaos. Tak chaos i zło. Gdybym te pieniądze wzięła, prędzej czy później dopadłyby mnie wyrzuty sumienia. Za jakiś czas machnęłabym ręką na inną sytuację, może poważniejszą. Krok po kroku znieczuliłabym sumienie na tyle, że przestałoby zauważać drobne uchybienia, małe grzechy.

Nie chodzi o to, że za jakiś czas zostałabym mordercą. Nie. Chodzi o to, że przez takie drobne sytuacje pozwalamy złu sączyć się do naszego życia, do życia naszych bliskich. Najpierw dziurką od klucza, potem szparą, a jeszcze później zostawiamy my uchylone drzwi. I jestem bardziej niż pewna, że w którymś momencie odbije się to czkawką.

Jesteśmy kilka dni przed Świętami Bożego Narodzenia. To piękny czas. Czas gdy Słowo stało się ciałem i zamieszkało wśród nas. To kolejna okazji do bycia lepszym dla naszych bliskich, dla siebie, dla wszystkich, których spotykamy. Sprawmy by w ten czas do naszego życia sączyło się jak najwięcej dobra. Czyńmy dobro. Niech ten okres świąteczny będzie przyczyną, pretekstem i zachętą do dobra. Niech dobra będzie więcej.

Comments are closed, but trackbacks and pingbacks are open.